FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Sorceress [+18][NZ] 04.06 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cornelie
Administrator


Dołączył: 24 Maj 2010
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:40, 04 Cze 2010 Powrót do góry

Ale tak słowem wprowadzenia - będzie to historia dziewczyny, Demetrii, która zostaje zabrana z domu rodzinnego do Pałacu Trzech Muz, gdzie ma przejść szkolenie na czarodziejkę. Moc ma od urodzenia, jednak obecnie jest ona w stanie "spoczynku" i jedynie tam można nauczyć ją kontrolować dar.

Opowieść toczy się w całkowicie wymyślonym przeze mnie świecie. Nie jest to średniowiecze, więc nie porównywajmy xD
Mam jednak nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie.
I jeszcze tak na sam początek - nie zrażajcie się po pierwszym rozdziale Smile Może trochę za bardzo tutaj poględziłam xD
Ale ok, nie gadam więcej.

Image


Muzyka, która pomoże wczuć się w klimat Smile
[link widoczny dla zalogowanych]


Prolog


Pamięć. Namiastka świadomości, chwyt używany przez znachorów, szamanów lub innych fałszywych przedstawicieli sztuk magicznych. Tak naprawdę ona nie istnieje. Nie ma jej, to tylko złudzenie życia, które wiedziesz; sprawia, że twój umysł płata ci figle, pokazując cząstki świata, które powinny zostać na zawsze ukryte.
Pamięć jest czymś, co masz. Tak myślisz. Jednak wszystko wokół jest iluzją, stworzoną na potrzeby utrzymania tajemnic w sekrecie.
Nie wierzysz? Spójrz w głąb siebie i odszukaj znaki. Spójrz. Wszystko jest jedną wielką niewiadomą. Wszystko jest czymś i niczym. Od ciebie zależy, czy chcesz poznać prawdę. Prawdę, która może na zawsze zmienić twoje życie. Może na zawsze zmienić to, kim jesteś, kim byłeś i kim będziesz. Bez chwili na zastanowienie. Bez najmniejszego problemu zamieni cię. W to, co zechce.
Pamięć jest namiastką. Złudną iluzją, która sprawia, że wstajesz rano i żyjesz życiem, które zostało ci przypisane. Antyrzeczywistością tak samo fikcyjną jak to, że otwierasz oczy.
Nie wierzysz?


Rozdział I
Ucieczka


Jestem szczęściarą. Żyłam w przeświadczeniu, że świat należy do mnie, a ja do niego. Nikt nie był w stanie zmienić mojego egocentrycznego nastawienia. Życie to nie tylko przetrwanie, to odwieczna walka między własnymi ideałami a tym, co mówią ludzie. To podnoszenie się z dna za każdym razem, gdy wstanie słońce. Nie ważne, czy to potrafimy i czy tego chcemy, podnosimy się, wierząc, że następnym razem upadek będzie mniej bolesny. Moje spadanie zwykle nie różniło się od innych. Zwykle, bo ostatni był zbyt odległy, nawet dla mnie. Nie potrafiłam zatrzymać machiny napędzanej moim własnym strachem o to, co jest i co będzie już za chwilę. Chciałam być, chciałam żyć, jednak nie umiałam. Ale nie to jest ważne.
Zamknęła mały dzienniczek i odłożyła pióro na stolik. Oparła głowę o dłonie i zamknęła oczy, zapominając na chwilę o całym świecie. Nie pragnęła niczego więcej prócz spokojnej egzystencji. Miała ją nawet już za długo. Pragnęła przygody. Pragnęła akcji, nie monotonnego wstawania codziennie o świcie, by kolejny raz patrzeć na to samo miejsce. Niezmienne od lat.
Westchnęła cicho, gdy usłyszała głos matki. Szybko schowała notatnik, wygładziła niewidzialne fałdy na szarej sukience i pobiegła do pokoju obok. Nim otworzyła drzwi, czuła już unoszący się w powietrzu aromat pieczonego chleba i zupy cebulowej. Pozwoliła sobie zatrzymać się i napawać wonią.
Matka zawsze przyrządzała to, kiedy była smutna i musiała zając czymś swoje myśli. Demetria pamiętała o tym zbyt dobrze. Tym razem nie mogło być inaczej.
- O, jesteś – powiedziała kobieta, krzątając się między dużym stołem a drewnianą szafeczką, na której kroiła warzywa. – Podaj mi tamten nóż. Dziękuję.
- Co się stało? – W głosie dziewczyny słychać było nutkę zmartwienia. Zbyt dobrze znała swoją matkę, by nie domyślić się, że coś złego się stało.
- Nic, skarbie, nic – odparła beztrosko, nucąc pod nosem jakąś nieznaną Demetrii melodię, po czym wrzuciła skrojoną cebulę do garnka, z którego unosiła się już para.
Dziewczyna oparła się o ścianę i uważnie przyglądała matce. Jej kruczoczarne włosy sięgające do łopatek, teraz spięte były w kok, z którego kilka kosmyków zdołało się uwolnić. Miała na sobie jedną ze swoich najlepszych sukienek uszytych w zeszłym roku, gdy Demetria wynegocjowała od handlarza mniejszą cenę za len. To nie mógł być przypadek.
- Coś się dzieje. Nie oszukasz mnie – oświadczyła po chwili milczenia, przybierając groźną minę. Nie miała zamiaru odpuścić, dopóki nie dowie się, co chodzi. Dlaczego matka ma na sobie najlepszą sukienkę i przyrządza obiad, który jest rarytasem? Mogłaby przymknąć na to oko i nie zwracać uwagi na specjalność domu, ale rzadkością było widzieć matkę w takim stanie.
- Kochanie, przynieś z ogródka trochę drewna i rozpal ogień w kominku.
Dziewczyna westchnęła głośno i sięgnęła po wiklinowy koszyk, stojący tuż obok stołu. Nie patrząc na matkę i nie zadając więcej pytań, wyszła szybko z domu. Stwierdziła w końcu, że dowie się wszystkiego w swoim czasie. Była wręcz pewna, że matka długo nie będzie w stanie ukrywać przed nią niczego. Z tym postanowieniem trochę się rozchmurzyła.
Słońce górowało na niebie, zsyłając na ziemię życiodajne promienie. Demetria wystawiła twarz na ich ciepło, uśmiechając się pod nosem. Uwielbiała lato. Nie tylko ze względu na powietrze przesycone zapachem lasu, nawet nie ze względu na ciepłe i gwiaździste noce, podczas których uwielbiała przesiadywać przed drzwiami i spoglądać na ich jaśniejące daleko kształty. Nie, to nie to. Uwielbiała lato z różnych przyczyn. Ale wtedy poznała swojego ojca. Zdarzyło się to, gdy miała dwanaście lat, a matka zabrała ją do Valdren, aby ujrzała na własne oczy wędrowną trupę muzykantów. Demetria cieszyła się na ten dzień i solidnie do niego przygotowywała. Uczesała swoje złociste włosy w długo koński ogon, ubrała najlepszą sukienkę z bawełny, a uśmiech nie schodził z jej ust aż do wieczora, gdy ktoś nieznajomy zapukał do ich drzwi.
- Tak? – spytała dziecięcym głosem, ujrzawszy dużego i ciemnego mężczyznę, który patrzył na nią tak, jakby naprawdę jej nie widział. Po chwili stanęła za nią matka i z przestrachem w oczach poprosiła, by poszła do drugiego pokoju. Demetria nie wiedziała, co się dzieje, ale nie mogła zlekceważyć prośby matki. Ostatni raz rzuciła spojrzenie na groźnego mężczyznę, który w tym samym momencie spojrzał w jej błękitne oczy. Mierzyli się wzrokiem, dokładnie analizując się wzajemnie, do czasu, gdy Demetria nie przerwała połączenia i wyszła. Przycupnęła jednak na tyle blisko, by słyszeć ich rozmowę.
- Nie wpuścisz mnie do środka? – Usłyszała, jak mężczyzna cicho chichocze, a matka wzdycha ciężko.
- Nie. Po co się tutaj zjawiłeś?
Przez chwile wszystko ucichło, więc wychyliła się nieco, by dojrzeć, co się dzieje w pomieszczeniu obok. Zobaczyła, jak mężczyzna wpatruje się w matkę i szepcze coś na tyle cicho, że nie była w stanie dosłyszeć co. Miała jednak idealną okazję, by przyjrzeć się nieznajomemu. Zauważyła bliznę, przecinającą ogorzały policzek i twardy wzrok, którym błądził po pomieszczeniu. Jej uwagę przyciągała długa, czarna peleryna i kaptur narzucony na głowę, spod którego wymykały się ciemne loki. Musiała przyznać przed samą sobą, że miał w sobie coś drapieżnego i przerażającego zarazem, coś, co kategorycznie zakazywało zbliżania się do tego mężczyzny, gdyż bliskie spotkanie może okazać się niebezpieczne.
Gdy wychyliła się nieco, napotkała jego wzrok. Z jej ust wydał się cichy jęk, po którym szybko schowała się za ścianę, kuląc nogi i czekając, aż sobie pójdzie.
- Nie masz, czego tutaj szukać, Valer – usłyszała drżący głos matki – idź i nie wracaj.
Po chwili drzwi za nieznajomym zamknęły się, a Demetria poczuła, jak cały strach ją opuszcza. Wyszła z pokoju i podbiegła do roztrzęsionej matki, która osunęła się na mały drewniany taboret i zasłoniła twarz dłońmi.
- Mamo? – wyszeptała cichutko, kucając i przytulając się do drżących nóg. Jej dziecinny głos przebijał ciszę niczym sztylety.
- Już dobrze, Dem – odparła, po czym pogłaskała ją po puszystych włosach i złożyła pocałunek na policzku. – Wszystko dobrze.
- Kto to był?
Nie wiedziała, czy chciała wiedzieć, ale dziecięca ciekawość nie pozwalała jej nie zadać tego pytania. I choć odpowiedź mogła być straszna, musiała ją poznać.
- Twój ojciec.
Te dwa krótkie słowa wypowiedziane cichym głosem sprawiły, że serce Demetrii na chwilę się zatrzymało. Z jej oczu popłynęły łzy, ukryła je jednak szybko, nie chcąc, by matka je widziała.
I mimo to, że lato kojarzyło jej się ze strasznym mężczyzną, który okazał się jej ojcem, nie mogła nie docenić piękna, jakie ze sobą niosło. To było ich pierwsze i jak dotąd ostatnie spotkanie, z czego w głębi duszy się cieszyła.
Położyła koszyk tuż obok ułożonych w rzędzie polan drewna, po czym schyliła się i zaczęła je przebierać i wybierać najlepsze. W końcu miała ich na tyle dużo, że nie mieściły się w koszyku.
Miała już kierować się do domu, kiedy usłyszała trzask łamanych gałęzi i odwróciła się w stronę lasu, próbując dojrzeć, skąd dochodził dźwięk. Wpatrywała się w konary drzew i szeleszczące liście, wysilając oczy do większego rekonesansu. Zostawiła koszyk i powoli, ale pewnie zaczęła podchodzić do ciemnego lasu, czując, jak jej serce zaczyna bić szybciej. Wydawało jej się, że wszystko wokół się zatrzymało, jakby za sprawą jakiejś magicznej różdżki, i tylko ona w danym momencie jest w stanie zarejestrować ten dźwięk.
Przez dłuższą chwilę stała, wpatrując się w nieruchome krzaki i liście, gdy doszła do wniosku, że musiała się przesłyszeć. Odetchnęła kilka razy i wróciła po koszyk, strzepując z sukienki przyczepioną do niej korę.
Stała przy drzwiach, gdy ten sam dźwięk rozległ się po raz kolejny. Coś na kształt warknięcia, cichego, ale mocnego, dobrze słyszalnego nawet z odległości kilku metrów. Nie mogła się ruszyć, sparaliżowana przez strach, który nagle owładnął jej kończyny. Powolutku, jakby zatrzymywana jakąś siłą, odwróciła się w stronę lasu i zaniemówiła, a cichy krzyk, który powinien wydobyć się z jej gardła, uwiązł gdzieś w połowie drogi. Z ust dziewczyny wymknął się jedynie cichy jęk. Sparaliżowana mogła jedynie stać i przyglądać się temu czemuś, co wlepiało w nią swoje przekrwione oczy. Warknięcia były coraz donośniejsze, a duże zwierzę powoli stawiało wielkie łapska na zroszonej trawie i zbliżało się do przestraszonej Demetrii. Zanim uciekła, zdążyła zauważyć jego czarną sierść, świecącą się w promieniach słońca, i obnażone kły, z których ściekała ślina. Z łoskotem zamknęła za sobą drzwi, oddychając ciężko, jakby przebiegła kilometr.
- Kochanie? – usłyszała zniecierpliwiony głos matki. Uspokoiła się, kładąc dłoń na piersi i czekając, aż serce przestanie bić tak mocno, jakby chciało się wyrwać na wolność, po czym wzięła koszyk z drewnem i uklękła przy kominku, wkładając do niego kolejne polana.
Nie wiedziała, co to było, ale zdecydowanie nie zwiastowało nic dobrego. To zwierzę nie mogło być wilkiem – one nigdy nie były takie wielkie, ani niedźwiedziem – na to było za małe. Na pewno jednak pragnęło krwi, której ona nie miała zamiaru oddawać.
W końcu ogień buchnął, oświetlając pomieszczenie jasnym światłem.
- Zrobione – krzyknęła do matki – robi się coraz cieplej.
Nie miała zamiaru mówić matce o dziwnym zwierzęciu, nie dlatego, że się bała, ale dlatego, że nie chciała jej niepotrzebnie martwić. Przecież nic się nie stało, jest cała i zdrowa, nie ma nawet jednej rysy na jej młodym ciele. Jedynie uszczerbek na psychice i strach, którego wcześniej nie znała.
- Teraz idź się przebierz w ładniejszą sukienkę.
Demetria westchnęła głośno, ale bez zająknięcia wykonała polecenie matki. Wybrała z malutkiej szafki bladoróżową sukienkę z ciepłej bawełny i narzuciła ją na siebie, po czym próbowała ułożyć niesforne pukle. Zdecydowała zostawić je rozpuszczone, spływające falą na plecy.
Gdy skończyła, rzuciła się bezwładnie na łóżko i oddychając miarowo, zamknęła oczy, wyobrażając sobie, co by się stało, gdyby bestia ją zaatakowała. Gdyby strach sparaliżował ją tak bardzo, że nie byłaby w stanie ruszyć się z miejsca i stałaby, czekając na śmierć. I choć miała wyobraźnię bardzo bogatą, nie była w stanie wyobrazić sobie, co by z nią zrobiło to zwierzę. Bo że rozszarpałoby na kawałki, to była pewna. Leżałaby w morzu krwi, wydając chrapliwe jęki i błagając o oszczędzenie, ale na nic by się to zdało. Bestia dokończyłaby swojego dzieła szybko i boleśnie, a krew nadal sączyłaby się z głębokich ran.
Szybko wyciągnęła swój dzienniczek i zaczęła notować pojedyncze słowa, po chwili tworząc z nich pełne zdania.
Dziewczyna nie mogła się ruszyć. Strach przed bestią był obezwładniający. Każda kończyna w jej ciele nie reagowała na sygnały wysyłane przez mózg. Nawet, gdy wszystko w niej krzyczało uciekaj, nogi odmawiały posłuszeństwa. Mogła jedynie patrzeć w krwiste oczy, które z każdą chwilą były coraz bliżej. A warknięcia, wydobywające się z pyska bestii, tylko potęgowały strach. Oczami wyobraźni widziała, jak jego szpony rozrywają cienką warstwę skóry. Widziała krew, która spływała na trawę, brocząc jej piękno.
Zadowolona z napisanego fragmentu, zaczęła wyobrażać sobie następną część, przelewając ją na papier. Nie zauważyła, kiedy na zewnątrz nastał zmierzch, a świeca na stoliku dogasła, pogrążając pokój w półmroku.
Gdy miała już zapalić kolejną i zasiąść z powrotem do pisania, usłyszała donośne pukanie i krzątaninę matki.
- Witam, pani Morgan. – Ciepły, ale stanowczy męski głos rozległ się od wejścia.
Z zaciekawieniem wyjrzała z pokoju, by zobaczyć, kto o tak późnej porze zawitał do ich domu. Przed jej oczami stał młody mężczyzna, odziany w granatową pelerynę, na której naszyte były dziwne, srebrne znaki. Widziała go jedynie od tyłu, ale już teraz mogła stwierdzić, że jest dobrze zbudowany i wysoki.
- Demetria, mamy gościa.
Matka wróciła do kuchni, wskazując mężczyźnie miejsce do spoczynku, gdy w tym samym czasie dziewczyn wyszła ze swojego pokoju i stanęła w przejściu, przyglądając się najpierw matce, która kroiła chleb i nalewała zupy, a później nieznajomemu. W końcu usiadła naprzeciwko niego, czekając, by dowiedzieć się, co tutaj robi.
- Demetria, tak? – spytał cicho, patrząc jej prosto w oczy, po czym zmarszczył brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Już miała spytać, o co mu chodzi, gdy podeszła uśmiechnięta matka i położyła przed nimi parujące talerze i sama usiadła tuż obok, spoglądając raz na jedno, raz na drugie.
- Więc? Po co to wszystko? – w końcu wykrztusiła z siebie dziewczyna.
Wiedziała, że na razie nie będzie w stanie nic przełknąć, dlatego nawet nie próbowała, choć zapach był zdecydowanie kuszący. Wygładziła niewidzialne fałdy na sukience i przejechała palcami po włosach. Robiła tak zawsze wtedy, gdy się denerwowała, a teraz właśnie był ten moment. A cisza, która nastała po jej pytaniu, tylko pogłębiała to uczucie. Nieznośne uczucie, że coś się wydarzy.
- Jestem Verkall Rayhun z Najwyższego Zakonu Mocy – zaczął mężczyzna, w międzyczasie pałaszując jedzenie. – Przybyłem po ciebie.
Demetria stwierdziła, że dobrze zrobiła nie tykając jedzenia, ponieważ teraz z pewnością by się zakrztusiła. Spojrzała przelotnie na matkę, która nie wydawała się być zaskoczona usłyszaną nowiną, wręcz przeciwnie. Na jej twarzy mogła wyczytać spokój i pogodzenie się z tym, jakby wiedziała o tym od dawna i tylko czekała, aż ten moment nadejdzie. I w końcu się doczekała.
- Wiedziałaś? – spytała cicho dziewczyna.
Matka zdołała jedynie skinąć głową, gdyż głos uwiązł jej w gardle. Choć wiedziała, że będzie musiała się rozstać z Demetrią, gdy ta skończy siedemnaście lat, to nie mogła sobie wyobrazić życia bez niej. Była jej ukochaną córką, jasnym promykiem światła. A teraz musiała odjechać.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? – próbowała się dowiedzieć. Nie mogła uwierzyć w to, że tak długo utrzymywała przed nią tajemnicę, nic nie mówiąc.
- Zdaję się, że od zawsze – odparła szybko kobieta, przecierając oczy dłońmi. – Wiedziałam, ale nie mogłam nic wyjawić. Musisz to zrozumieć…
Demetria nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Próbowała zrozumieć tę sytuację, próbowała być opanowana.
- Czym jest ten zakon? – skierowała pytanie w stronę mężczyzny, który odstawił talerz i przyglądał jej się uważnie.
- Powstał dawno temu w celu szkolenia młodych adeptów magii. Zabieram cię tam, abyś mogła zapanować nad swoją mocą.
Spokojne słowa kłóciły się z wydźwiękiem w jego głosie. Wyczuwalna w nim twardość wcale nie oznaczała zwykłej nauki.
- W Pałacu Trzech Muz zostaniesz poddana wielu testom i próbom, by w końcu nauczyć się kontrolować magię.
Demetria zaśmiała się głupio, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.
- Nie jestem czarodziejką. Musieliście mnie z kimś pomylić – oświadczyła niepewnie. – Nie mam żadnych magicznych mocy.
Verkall pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Widziałaś go dzisiaj, prawda?
Matka uniosła zdziwione spojrzenie na córkę, próbując zrozumieć, o czym mówi mężczyzna.
- Skąd pan o tym wie?
Demetria spuściła wzrok, przypominając sobie w myślach ową bestię, która dzisiaj popołudniu prawie ją zabiła. Widziała ją przed oczami, jakby stała tuż obok, a strach, który wtedy odczuwała nadal towarzyszył dziewczynie.
- Wiem o wielu rzeczach. Nie jesteś tutaj bezpieczna. Już o tobie wiedzą – oświadczył ponuro, po czym wstał i podszedł do okna, wyglądając na zewnątrz. Po chwili wrócił do dziewczyny.
- Pakuj się, szybko. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
W domu rozgorzał harmider. Matka próbowała opanować drżenie rąk, gdy zauważyła przerażenie w oczach córki. Podskoczyła na równe nogi, słysząc rżenie konia.
- Szybko!
Verkall ponownie podszedł do okna, by dojrzeć, co przestraszyło zwierzę. Demetria zauważyła, że jego oczy, wcześniej zielone, teraz przybrały barwę płynnego złota i świeciły się w ciemności niczym dwa małe punkciki.
Stanęła obok niego.
- Co się stało? – spytała cicho, spoglądając w nieprzenikniony mrok.
Mężczyzna nic nie mówił, wskazał tylko ręką kierunek, w którym powinna spojrzeć. W końcu zauważyła parę rażących się oczu, powoli zbliżających się do domu. Jęknęła cicho i zasłoniła usta dłonią. Bestia, którą widziała, właśnie wróciła, by dokończyć to, czego nie zrobiła popołudniu. Przerażenie znowu nią zawładnęło. Czuła, że jej nogi ugrzęzły w miejscu. Nie mogła się ruszyć, całkowicie obezwładniona przez te dwa punkty. Patrzyła w nie, jakby popadła w letarg, z którego nie mogła się ocknąć.
- Demetria!
Poczuła, jak ktoś szarpię ją za ramię, by odciągnąć od okna. Słyszała cichy szloch matki. W końcu odwróciła wzrok i spojrzała w oczy mężczyzny, które powróciły do dawnego koloru. Odbijała się w nich jej twarz i dopiero teraz poczuła, że po jej policzkach spływają łzy.
- Czego on chce? – wyszeptała, wiedząc, że odpowiedź na pewno nie przypadnie jej do gustu.
- Zabić cię.
- Och – wyrwało jej się.
- Daj mi swoje rzeczy.
Demetria podała mu małe zawiniątko, które wrzucił do swojej torby, po czym podeszła do roztrzęsionej matki i szeptała uspokajające słowa, próbując załagodzić sytuację i strach, który pojawił się w jej oczach.
Verkall zaś zgasił wszystkie świece w domu i stanął przy drzwiach, jakby na coś czekał. Wymawiał pod nosem słowa w języku, którego Demetria nie znała. Patrząc na jego spokój i opanowanie stwierdziła, że przy nim nie musi się bać.
- Przepraszam, Dem, nie chciałam, żeby to tak wyszło – szepnęła matka, ciągnąć ją za rękawy. – On cię obroni – rzekła, wskazując na mężczyznę. – Nie bój się. Poradzisz sobie. Jestem z ciebie dumna – oświadczyła na koniec i pocałowała ją w policzek. – Powinniście uciekać tylnimi drzwiami.
Demetria stanęła na równe nogi, patrząc na matkę, jakby była szalona.
- Nie zostawię cię tutaj!
Na myśl, że bestia mogłaby wedrzeć się do domu i skrzywdzić ją, była przerażająca. Nie mogła do tego dopuścić.
- Jak go zabić?
Verkall w końcu odwrócił się w ich stronę, a w jego oczach pojawiła się konsternacja.
- Nie da się go zabić. Można jedynie odesłać.
Demetria westchnęła głośno. Nie wierzyła, że wszystko może się tak źle potoczyć. Nie mogła uwierzyć, że wszystko może pójść nie tak.
- Dobrze. Jak go odesłać?
- Ja nie mogę. Musisz to zrobić ty, bo tutaj mieszkasz – oświadczył, po czym spojrzał na drzwi, którego zaczęły się trząść, aż zostały wyrwane i rzucone na podwórko.
Dziewczyna usłyszała krzyk matki, który zaginął w powietrzu.
- Jak?!
Verkall podszedł do niej i kazał stanąć przy drzwiach, po czym położył dłonie na jej ramionach, próbując dodać otuchy. Wziął jej dłonie w swoje, ustawiając w literę T.
- Rób wszystko, co ci powiem.
Skinęła lekko głową, wpatrując się w stojącą niedaleko bestię. Nawet w ciemności jej oczy jarzyły się czerwienią. Ogromne łapska stawały już na pierwszym schodku, a pysk obnażał gotowe do boju kły. Demetria zamknęła oczy, nie mogąc patrzeć.
- Rha nastre moli nhura naresto – szepnął jej do ucha. – Nabero warto nistre anam tilo.
Posłusznie powtórzyła za nim, czekając, aż zwierzę zniknie. W końcu dojrzała, jak jego cielsko się kurczy, a skowyt wydobywający się z jego gardła przenikał ją do szpiku kości. Obserwowała przemianę z ogromnego zwierzęcia w mały pył. Po kilku sekundach z bestii pozostało jedynie wspomnienie.
- Jak…
- Odesłałaś go do pierwotnego właściciela – odparł, puszczając jej dłonie i podchodząc po torbę. Nie mógł teraz wdawać się w konwersację, aby wszystko wytłumaczyć. Czuł, że to nie wszystko, co ich czeka po drodze do Pałacu Trzech Muz.
- Musimy się zbierać. Teraz.
Demetria spojrzała na niego przelotnie, mając nadzieję, że rozstanie z matką nie będzie tak bolesne. Niemo poprosiła go o krótką chwilę, a on, jakby zrozumiał, skinął głową i wyszedł na zewnątrz sprawdzić, co z koniem.
Dziewczyna podeszła do matki i złapała jej dłonie. Po policzkach kobiety toczyły się łzy, ale na ustach widniał nieśmiały uśmiech.
- Poradziłaś sobie.
Demetria zaśmiała się cicho.
- Tak… Jakoś. Ale nadal nie mogę w to uwierzyć.
Matka delikatnie odsunęła od siebie dziewczynę i wstała, skierowawszy kroki w stronę małej szafki, na której leżał jeszcze zebrany poprzedniego dnia bez. Wyjęła stamtąd małe zawiniątko i podała je córce.
- Przeczytaj to, jak będziesz na miejscu. Wszystko zrozumiesz – powiedziała i ucałowała ją w czoło. – Czas na ciebie.
- Będę tęsknić.
Dziewczyna niezgrabnym ruchem przetarła oczy i szybko opuściła dom, w którym się wychowała. Choć wiedziała, że w końcu przyszła do niej upragniona przygoda, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wcale nie będzie tak fantastyczna, jak sobie wyobrażała. Odetchnęła kilka razy i podeszła do Verkalla, który już czekał przygotowany. Podał jej rękę i wsadził na konia za sobą. Oparła głowę o jego plecy i zamknęła oczy, próbując odpędzić od siebie nieprzyjemne myśli. Nie mogła patrzeć na stojącą w progu matkę, gdyż było to zbyt bolesne. Rozstawały się pierwszy raz i nie wiedziały, kiedy ponownie się zobaczą.
W powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów i coś jeszcze. Nie mogła zidentyfikować woni, ale była na tyle nieprzyjemna, że przypominała jej odór palonego ciała.
- Prześpij się. Przed nami długa droga – zakomunikował mężczyzna, obracając lekko głowę.
Nic nie odpowiedziała, jedynie bardziej wtuliła się w jego tułów, próbując utrzymać równowagę.
- Jak długa?
- Trzy dni, jeśli nie będziemy robić zbyt często postojów.
Skinęła lekko głową. Trzy dni. To nie wieczność. Na pewno wytrzyma.
- Opowiesz mi coś o Pałacu Trzech Muz? – spytała cicho, mając nadzieję, że dowie się o nim czegoś więcej, nim tam dotrze.
- Śpij – rozkazał i ruszył galopem przed siebie.
Księżyc oświetlał drogę, a gwiazdy jaśniały promiennie na samym szczycie nieba. Po chwili Demetria zasnęła, wyobrażając sobie, jakby to było zostać rozszarpanym przez nieistniejącą bestię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin